czwartek, 15 lipca 2010

Gdyby niesprawiedliwość była mięsem, pakowanym w złotko po maśle...
zapewne musiałaby jeść ją razem z papierkiem.

sobota, 10 lipca 2010

Tribute to..

"Where were you when I was burned and broken
While the days slipped by from my window watching
Where were you when I was hurt and I was helpless
Because the things you say and the things you do surround me
While you were hanging yourself on someone else's words
Dying to believe in what you heard
I was staring straight into the shining sun
Lost in thought and lost in time
While the seeds of life and the seeds of change were planted
Outside the rain fell dark and slow
While I pondered on this dangerous but irresistible pasttime
I took a heavenly ride through our silence
I knew the moment had arrived
For killing the past and coming back to life
I took a heavenly ride through our silence
I knew the waiting had begun
And headed straight . . . into the shining sun"


Pink Floyd: "Coming back to life"


"Gdzie byłaś gdy byłem rozbity, gdy spalałem się
Gdy dni prześlizgiwały się przez okno obserwując mnie
Gdzie byłaś gdy byłem zraniony, bezradny
Bo wszystko co powiedziałaś, co zrobiłaś, otaczało mnie
Wieszałaś się na cudzych słowach
Umierając za wiarę w to, co usłyszałaś
A ja gapiłem się prosto w oślepiające słońce

Zagubiony w myślach, zagubiony w czasie
Podczas gdy ziarna życia i ziarna zmian zostały zasiane
Na zewnątrz deszcz, powolny, ponury
A ja myślałem o groźnej, lecz nieodpartej przeszłości

Moja niebiańska jazda przez ciszę
Wiedziałem, że nadszedł moment
Zabijania przeszłości, powrotu do życia

Moja niebiańska podróż przez naszą ciszę
Wiedziałem, że to początek czekania
Zmierzałem prosto...do oślepiającego słońca"

piątek, 9 lipca 2010

Kask zły... Zakręt za ostry... Ona? Niedoświadczona poruszania się na dwóch kołach.
10 metrów snuła po asfalcie a przed oczyma miała tylko jedno. Ułamek sekundy, który wydawał się wiecznością. Wieczność, którą już nie raz przeżywała upadając w wieku 2, 5 czy 21 lat. Jednak teraz upadek był inny od tych z dzieciństwa. Inne wartości stanęły przed oczyma, inni ludzie, inne uczucia. Nie bardzo mogła się podnieść. Leżąc tak jeszcze przez chwilę jedno wydawało jej się bardzo bliskie. Co powiem w domu? Że co znowu? Za szybko? Nie zauważyłam? Znowu się stało? Zdała sobie sprawę ile ludzie muszą zapłacić za swoją głupotę i jak bardzo można tego żałować.. Jednak dziś nie o tym..
Leżała. Przed nią kuzynka - 5 lat młodsza od niej. Zeskoczyła przerażona ze swojego skutera i podbiegła pytając czy może się ruszyć. Po kilku minutach wstała. Obok nich przejechało kilkanaście samochodów... żaden się nie zatrzymał. Chwyciła za telefon próbując się dodzwonić. Usłyszała... Abonent jest w tym momencie bla bla bla. Przejechało kolejne kilkanaście samochodów.. patrząc tylko na nią - zgiętą w pół okrwawioną dziewczynę. Pierwszy raz w życiu przestała czuć smak krwi. Pierwszy raz w życiu zgubiła buty gdzieś na szosie. Pierwszy raz musiała opatrzyć się biało-pomarańczową szmatką kuchenną zamiast gazą z wodą utlenioną. Pierwszy raz w życiu miała problem, żeby wstać z ziemi. Obie pozbierały urwane lusterko i to, co wyleciało z jej kieszeni... Chwyciła z powrotem za kierownicę i próbowała jechać dalej. To był ten moment, kiedy w szoku całe otoczenie wiruje z tobą. Znowu parę samochodów minęło je trąbiąc i uśmiechając się pod nosem. Znowu kolejny pan jadący samochodem obejrzał się przez tylnią szybę. Pojechała do koleżanki. Zeskoczyła, ściągnęła kask - rzuciła przez ramię - Młoda pilnuj zaraz wrócę. Kuśtykając na I piętro minęła ją 3 letnia śliczna blondynka. Złapała za obolałą rękę i przestraszona patrząc na jej twarz zapytała stłumionym głosem CO SIĘ PANI STAŁO? Ukucnęła przed małą i wytłumaczyła jak feralne okazują się zakręty. 30 dorosłych ludzi a tylko jedno małe dziecko, które potrafi szczerze zapytać. Później było ok. Dostała wodę utlenioną, plastry. Świeżą bluzkę... Tak wtedy mogła wrócić do domu.
Do niczego już nie ma prawa...
Nic się jej nie należy...
Nic nie będzie mówić...
Nic nie będzie robić wbrew.....
Nic nie będzie wypominać...
Nic nie powie, gdy będzie jej źle

Ale czasami... słowo nic...można znienawidzić...

poniedziałek, 5 lipca 2010

Ona nic nie potrzebuje

niedziela, 4 lipca 2010

?

Byłam kiedyś na wielkim pokazie mody.
Z prawej wyfiokowane panie, z lewej mężczyźni w garniturach pod krawatami.
Z prawej różnorodna gama kolorów włosów pasująca do koloru lakieru będącego na paznokciach ów pań. Z lewej buty wyczyszczone lepiej niż chodniki na święto 3 maja.
Na wprost mnie, chłopcy. Jeden prześcigał drugiego w trendach stylistów, miejskich śmiesznych fryzjerów. Ponad nimi głosy: ja mam na żel, ja na gumę.. Babcie nieco z tyłu. Pierwszą myślą, która przebiegła przez moją głowę było wyrozumienie dla nich. No tak... Ze swoimi nowymi dużymi fryzurami zasłaniać będą cały pokaz. Po lewej żuli gumę, po prawej pomadkami malowały usta, tłumacząc, że tutaj sucho strasznie jest
Siedziałam z tyłu oglądając widowisko. Uwagę moją przykuł, chłopiec. Miał bowiem otyłość II stopnia, ubrany w za mały garnitur. Jego ruchy były strasznie nieskoordynowane. Falował na czerwonym dywanie, przemieszczając się z prawej strony na lewą. Nie mógł się dopasować do dwóch wyznaczonych kierunków. Rozumiałam jak się wtedy czuł. Chłopiec przechodząc ze spuszczoną twarzą obok usadowionych już gwiazd i gwiazdeczek starał się nie słyszeć wiszącego w powietrzu chichotu, szturchania i szeptu. Usiadł z tyłu. Tuż obok mnie. Ukradkiem spojrzałam na chłopca. Zrozumiałam.
Niepełnosprawny był. Spojrzałam na jego dłonie. Dłonie dziecka... okrągłe, niewykształcone jeszcze paznokcie, dłonie przypominające poduszki. Motał się i krzątał w ławce wyciągając coś z kieszeni i chowając.

Siedziałam i skupić się nie mogłam... Czemu do cholery takie rzeczy dzieją się na bierzmowaniu ???